24.12.2012

1.

Tohvri w końcu znalazł trochę czasu na to, żeby porozmawiać z resztą załogi. Odwiedził kwatery, maszynownię, a nawet kuchnię i siłownię. Przy tak licznej załodze zapamiętanie wszystkich imion zajmie mu pewnie trochę czasu, dlatego warto zacząć jak najszybciej. Zwłaszcza, że minie trochę czasu, zanim dolecą do NM-13.
Bardzo spodobała mu się jego prywatna kajuta. Dużo miejsca, ładnie urządzona, przestronna. Mógł w niej odpoczywać, a także pracować. Wszystkie potrzebne urządzenia znajdowały się na miejscu, tak jak ekwipunek. W rogu stała również mała lodówka z przekąskami i napojami. Jednak miło było być kapitanem i dla odmiany podróżować w luksusie. Kwatery załogi na statkach bojowych rzadko bywały komfortowe. Do tej pory pamiętał noce, w których przeklinał chrapiących żołnierzy.
Postanowił porozmawiać z Kolyatem, żeby dowiedzieć się czegoś więcej na temat planety, na którą się udają – oczywiście poza tym, co sam zdążył już sprawdzić. EDI poinformowała go, że syn Thane’a znajduje się obecnie w obserwatorium.
- Nie przeszkadzam? – powiedział, wchodząc do pomieszczenia. Kolyat siedział na kanapie i przeglądał jeden z albumów. Obserwatorium pełniło również funkcje biblioteki.
- Nie, kapitanie – drell odłożył album i zwrócił się w stronę Tohvriego – przeglądałem stare albumy ze zdjęciami Ziemi. To była naprawdę piękna planeta.
- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie przynajmniej w połowie tak piękna – Tohvri usiadł obok z westchnieniem. Owszem, większą częśc swojego życia spędził w kosmosie, ale w dalszym ciągu to Ziemia była jego domem i nie potrafił pogodzić się z tym, jak szybko i nisko upadła. Odbudowa nie będzie łatwą rzeczą.
- Z pewnością.
Kolyat był bardzo uprzejmy i mówił dość cicho, podobnie jak Thane. Tohvri spotkał sławnego skrytobójcę tylko raz, podczas jednego z pobytów na Cytadeli. Wymienili ze sobą tylko kilka zdań, ale drell wywarł na nim bardzo pozytywne wrażenie. Jego sposób bycia i mówienia bynajmniej nie wskazywał na to, że mógłby być skrytobójcą. Jak widać, życie płata różne figle.
- Czy ma pan do mnie jakąś sprawę, kapitanie?
Tohvri odchrząknął. Z tego wszystkiego zapomniał, po co tu przyszedł.

10.04.2012

Rozdział 0 - Genesis

Basileus Sebastos wrzucił do szklanki kilka kostek lodu, dopełniając najlepszą whiskey, jaką trzymał w zapasie. Miał co świętować – w końcu, po trzech miesiącach przepychanek i poprawek, udało mu się uporządkować całą papierkową robotę, a poza tym… kolejny kandydat na Widmo, tak – to zdecydowanie dobry powód, żeby otworzyć chowaną na specjalną okazję butelkę. Zwłaszcza po tym, co się stało. Stopniowe przywracanie kolejnych elementów systemu to znak, że odbudowa działa całkiem sprawnie. Nie było już co prawda ani Rady, ani Cytadeli, ale to w niczym nie przeszkadzało. Powołany teoretycznie na szybko Parlament okazał się spełniać swoją rolę znacznie lepiej, niż tego początkowo oczekiwano. Basileus zaczynał być dumny z tego, że powołano go przewodniczącym Senatu, choć wcześniej wydawało mu się, że ten urząd będzie jego przekleństwem i zaprowadzi go przedwcześnie do grobu. Po raz pierwszy to człowiek stał na tak poważnym stanowisku, a jak wiadomo, z wielką władzą przychodzi również wielka odpowiedzialność.
Zerknął na zegarek. Jego podwładny był już znacznie spóźniony. Już miał chwycić za komunikator i zapytać, co zatrzymało go tak długo i mogło być ważniejsze, niż najnowsze ustalenia Parlamentu, ale powstrzymało go pukanie do drzwi. Na szczęście przewodniczący frakcji ludzi w tym momencie stanął w drzwiach.
- Proszę o wybaczenie – westchnął głośno – zostałem zatrzymany przez jednego z senatorów. Poprosił mnie o przekazanie wiadomości, iż zaplanowane na piętnastą lądowanie odbędzie się o szesnastej ze względów bezpieczeństwa.
- Ach tak – Basileus wydawał się nieco wybity z rytmu, jakby ktoś przerwał mu niezwykle ważny tok myślowy – cóż, dziękuję. Siadaj, mamy nieco do obgadania.
Kaidan Alenko zmienił się przez ostatnie trzy miesiące. Na jego głowie pojawiło się znacznie więcej siwych włosów, przy czym wydawał się być bardzo zmęczony. Głębokie cienie pod oczami sprawiały, że wyglądał na znacznie starszego, niż był w rzeczywistości. A na pewno na starszego, niż trzy miesiące wcześniej.


mod post

Jeśli moja beta, znana w szerszych gronach jako Tohvri, się nie zbiesi, to dzisiaj będzie pierwszy rozdział - a raczej "Rozdział 0", bo to tak naprawdę wprowadzenie do całej historii.
Jeśli ktokolwiek czeka na jakikolwiek tekst "Harbingera", to niech wyśle fluidy wyżej wspomnianemu albo poszczuje go Żniwiarzami.

7.04.2012

mod post

No, blog powoli zaczyna wyglądać;). Przynajmniej jako tako.

6.04.2012

mod post

Witam serdecznie na kolejnym blogu poświęconym Mass Effektowi;). Layout wybitnie tymczasowy, pracujemy właśnie nad czymś bardziej klimatycznym. W ramce po lewej można przeczytać, co się tu będzie działo, ale jutro pojawi się pewnie bardziej szczegółowy opis. Pierwszy rozdział (który na obecną chwilę ma już osiem stron, olaboga) pojawi się zapewne jeszcze w ten weekend i mam nadzieję, że zachęci Was do czytania:D.